Wojna na gagi

"Pewnego razu podczas miodowego miesiąca" nie jest filmem wybitnym, jest jednak próbą ukazania wojny z lekkim przymrużeniem oka. Próbą średnio udaną, aczkolwiek wartą obejrzenia, choćby ze
7 grudnia 1941 roku Japończycy zbombardowali Pearl Harbor. Po tym wydarzeniu USA przystąpiło do wojny po stronie aliantów. Zmieniały się czasy, zmieniali się też ludzie i ich potrzeby, a wraz z nimi kino. Produkowano coraz więcej filmów opowiadających o światowym konflikcie, wszystkie niesamowicie smutne i pesymistyczne. Leo McCarey, laureat Oscara za reżyserię ("Naga prawda") wraz z Ginger RogersCarym Grantem próbował przedstawić II wojnę światową w nieco bardziej optymistycznych barwach. I tak powstało "Pewnego razu podczas miodowego miesiąca".

1938 rok. Amerykańska aktorka Katherine Butt-Smith (Ginger Rogers) wychodzi za mąż za barona Von Lubera (Walter Slezak). Młodzi małżonkowie wyjeżdżają na miesiąc miodowy do Europy. W ślad za nimi podąża dziennikarz, Patrick O'Toole (Cary Grant), który podejrzewa, że baron współpracuje z Hitlerem. Wkrótce wybucha wojna...

Z założenia film miał być lekką farsą z wątkami szpiegowskimi. Taki obraz byłby naprawdę czymś ciekawym, jednak niemożliwe wydaje się nieuniknięcie patosu przy produkcji filmu o drugiej wojnie. Nie uniknęli go również twórcy "Pewnego razu podczas miodowego miesiąca". Mamy więc O'Toole'a czytającego orędzie do narodu podczas bombardowania, flagi łopoczące na wietrze czy wzniosłą muzykę. Zbyt duże stężenie patosu skutecznie spowalnia tempo wydarzeń.

"Pewnego razu podczas miodowego miesiąca" był jednym z pierwszych filmów made in Hollywood poruszających temat Żydów w czasie II wojny. Tutaj wyraźnie mamy ukazany ich los. Główna bohaterka oddaje nawet Żydówce swój paszport, by ta mogła uciec z kraju, nie wiedząc, jak źle się to dla niej skończy...

To, co najbardziej boli, to ignorancja, z jaką potraktowano temat. Nikt nie wymaga od hollywoodzkich filmów wiernego odwzorowania faktów, ale twórcy nawet nie postarali się, aby choć trochę odtworzyć prawdę. I tak Rogers, siedząc w getcie, ma na sobie drogie ubrania i biżuterię, bohaterowie wychodzą cało ze wszystkich opresji, a mąż Kathie zostaje ostatecznie nie ukarany, lecz upokorzony i wyśmiany. Nawet wątek szpiegowski wyszedł po prostu słabo i naiwnie, a wszystko przez typowe dla Hollywood zaniedbywanie faktów.

Ginger Rogers tworzy pełną wdzięku kreację zwariowanej Katherine Von Luber. Jest świeża i zabawna, idealnie wpisuje się w komediową konwencję filmu. Świetny jest też Cary Grant jako jej męski odpowiednik, równie postrzelony Patrick. Razem tworzą wspaniały, komediowy duet, którego wojna, zdaje się, w ogóle nie dotknęła. Bardzo dobrą kreację tworzy też Walter Slezak jako demoniczny baron Von Luber. To jego rola dodaje filmowi szczypty dramatyzmu.

"Pewnego razu podczas miodowego miesiąca" nie jest filmem wybitnym, jest jednak próbą ukazania wojny z lekkim przymrużeniem oka. Próbą średnio udaną, aczkolwiek wartą obejrzenia, choćby ze względu na liczne odniesienia do Polski.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones