po wchrantsusku o godardzie parole, parole, parole.. bardzo konwencjonalny film o bardzo niekonwencjonalnej personie, ale też jest to poniekąd na poziomie koncepcyjnym usprawiedliwione - rzecz opowiada o godardzie człowieku bardziej niż artyście.
cóż poradzić, skoro mark cousins wolał obcować z duchem alfreda hitchcocka, a pod ręką nie było akurat żadnego wolnego grzegorza królikiewicza.
co oczywiście nie znaczy, że film jest zły. jest całkiem niezły, potrafi zaskoczyć w wielu miejscach i otworzyć mnóstwo wątków w głowie (na przykład o słuchawkach ukrytych w uszach aktorów dowiaduje się po raz pierwszy).