dobra książka, co nie?

A dobra, nie da się ukryć. Też ją czytałem ;)

Czytałem o tym. Takie zakończenie byłoby lepsze, a tak cały film jest nieco nadpsuty przez ten finał... Za to ode mnie "tylko" 9/10.

Aaa. To już wszystko jasne, wszystko mi się podobało w tym filmie oprócza zakończenia. Według mnie było zbyt naciągane i poniżej poziomu hitchcocka. Dziękuje że wyjaśniłeś historię tej końcówki.

No właśnie, zakończenie było co najmniej niewiarygodne. Nawet nie o to chodzi, że nieprawdopodobne, ale tak jakby sami twórcy nie chcieli do końca przekonać o tym, że to o to chodzi...

Szkoda, że Podejrzenie się tak skończyło ;( Według mnie popsuło to całokształt, ale i tak film świetny

A ja i tak pomyślałam, że Lina znowu dała się zwieść, choć faktycznie pierwotna wersja zakończenia lepie pasowałaby do klimatu filmu.

Co za idiotyzm. Bez tego zakończenia film (słaby jak na Hitchkocka) straciłby jeszcze więcej.

Mistrz zwodził nas przez cały film twierdząc, że Cary Grant jest mordercą. Na samym końcu puszcza jednak chytre oko do widza, ponieważ to jednak nie on. ;) To było świetne. Szkoda jednak, że to w taki błahy dosyć sposób zostało pokazane.

Ten film trochę w swojej wymowie przypomina mi rymowanki typu :
"Tam na wzgórzu stoją zbóje, mają po kolana... miecze".
Nawet niezły suspens, takie 7+ do 8/10 w mojej prywatnej skali, gdyby nie ta końcówka, w której jak gdyby producent filmu robi z widza idiotę. Obraz traci wymowę, na którą pracował przez kilkadziesiąt minut. Staje się niespójny i nieelegancki. To najcięższa przewina, największy kaliber grzechu zaprzepaszczenia naprawdę dobrego kawałka kinematografii.
Musi też być stosowny werdykt, niestety, ale z ciężkim sercem 4/10...
PS. Irytujące w filmach Hitchcocka jest jak aktorzy zwracają się do siebie per Old boy. Czy w tamtych latach to zawołanie aby na pewno było takie popularne ?

mnie również nie podobała się końcówka.

kino hitchcocka jak zwykle świetne,ale irytujące jest że w niemal każdym obrazie produkcji z tamtych lat końcówka jest z happy endem.

mimo wszystko film ogląda się świetnie i dla mnie werdykt 4/10 jest niezasłużony.

8/10

No właśnie nieco przesadzone opinie z tym podejściem do zakończenia, bo ono wcale nie jest jednoznaczne. Johnnie to był dobroduszny lekkoduch i notoryczny kłamca, dlaczego miałby w końcu powiedzieć żonie prawdę?

Niezwykle cierpiałem czytając książkę. Takie nagromadzenie chamstwa, niewierności, idiotyzmu...aż ciężko to pojąć. Zastanawiało mnie jak Hitchcock wyjaśni niedorzeczność posunięć Liny. Przecież nie mógł dosłownie przerysować tego, co zapisano na kartach kryminału, bo nikt by w to nie uwierzył. Nawet zaślepiona miłością, niedorozwinięta kobieta nie wróci przecież do zdradliwego mordercy, gdy na horyzoncie pojawia się uroczy Ronald. Widocznie podobnie uważał mistrz i wyciął to i owo. Przekonuje mnie jego ekranizacja. Trzyma się kupy i zwodzi do końca. Szkoda zakończenia bo akurat to w powieści powalało, niemniej także filmowy "happy end" ma swoje zalety.

Zapraszam do zagłosowania w mojej ankiecie na najlepszy film Hitchcocka na moim blogu; http://www.filmweb.pl/user/camillo_kp/blog/550926 Za oddanie głosu będę wdzięczny:)

jak wyżej

Wiedziałem, że coś w tym musi być.... Jeszcze na parę sekund przed pojawieniem się napisu The End spodziewałem się, że wyrzuci Linę z samochodu. Trzeba przyznać, że zakończenie jednak zaskoczyło....

Ja tam wole wierzyć, że Cary jest mordercą, a Lina jak zwykle wierzy w każde jego słowo. Na szczęście nie jest to aż tak do końca wyjaśnione. Wprawdzie mówi coś o tym, że pójdzie siedzieć, ale pewnie coś wymyśli, a Lina w końcu dostanie za swoje

Dzięki za wyjaśnienie, scena z mlekiem była genialna, a zakończenie zupełnie nie pasowało do całego filmu.

Nie jestem zupełnie przekonany do zakończenia, które planował Hitchcock. Lina przez cały czas nie ufała mężowi, a ten był wyraźnie zły, gdy wtrącała się do interesu, w który dodatkowo wciągnął swego przyjaciela. Myślę, że Johnnie nie wysłałby tak po prostu listu do matki Liny, tylko sprawdziłby jego treść i wtedy pozbyłby się dowodu przeciwko sobie. Niejednoznaczne zakończenie, które ostatecznie znalazło się w filmie, pozostawia widzom pole do interpretacji. Moim zdaniem Johnnie czyhał na życie małżonki, ale był bardzo ostrożny i nie pozwoliłby sobie na popełnienie błędu, przez który jego zbrodnia zostałaby wykryta.

"producent nie zgodził się by Cary Grant był negatywnym bohaterem" - ale i tak zagrał tutaj chyba największego dupka w całej swojej karierze.