Klimat miejscami, powiedziałbym, dość psychodeliczny i dziwnie to się ogląda. Jakby dziewczyny z okładki "Houses of the Holy" Zeppelinów podniosły się i pomaszerowały niosąc gumowego pterodaktyla, który był ich bogiem.
Produkcja mocno B klasowa, więc bestiariusz do śmiechu, niemniej wizual obcego świata (akuratnie planeta Wenus)ciekawy - skalne nieprzyjazne pustkowie, groźny ocean, rzadka zagadkowa roślinność. Na plus również robot John. Prawie tak fajny jak Robby z "Zakazanej Planety". Do niego należy interesujący finał - reżyserował Peter Bogdanovich i widać, że starł się nadać tej tandetce choć ociupinę ambicji.
Tylko dla koneserów takich staroci.
Poczytałem trochę i wychodzi, że filmik jest jeszcze bardziej osobliwy niż mi się zdawało. Bogdanovich nakręcił sceny z paniami i zmontował z materiałem z radzieckich produkcji ("Planeta Bur" i "Nebo zovyot"), tudzież amerykańskiego remake'u tej pierwszej. Cóż, chciałbym poznać owe klasyki rodem z ZSRR :)