Kolejna produkcja Universal Studio która jest mało znana a może uchodzić w pewnych kręgach za dzieło kultowe. Mówię o kulcie kina przygodowego Sci-Fi w kiczowatym stylu.
Scenariusz László Göröga znanego z np. "Ziemia przeciw pająkowi" trafił w dłonie VirgilaW. Vogela który miał naprawdę dobry zamysł wykonania, lecz środki jakie użył nie przekonują co do jakości dzieła.

Marynka wojenna wysyła trzy osobową ekspedycję na Antarktydę.
Przez awaryjne lądowanie znajdują się kraterze o głębokości 1000 metrów poniżej morza. Natykają się tam na tropikalny las, dinozaury, mięsożerne rośliny i ludzkie ślady.
Pierwsza sekwencja z dinozaurami to bardzo modne w tamtych czasach ukazanie walki gadów w tym przypadku legwanów z komodo, niestety widać że legwany to samiec i samica a całość to nie gody a walka (na koniec samiec jest na samicy).
Mamy też krwiożerczą roślinę z długimi mackami, wodnego potwora przypominającego tego z Loch Ness. No i największy plus filmu to Tyranozaurus Rex, a raczej człowiek przebrany za niego który stara się chodzić niezdarnie z króla dinozaurów. po raz kolejny zrobiono powolne monstrum. Wyprawa oczywiście nie jest sama w tej krainie, jest jeszcze jeden rozbitek który się tu zaaklimatyzował i za nic nie chce opuszczać Swojego raju na ziemi. Jak w większości takowych produkcji mamy ukazane potyczki z brutalna naturą, pytania o to czy człowiek odkrył już całą planetę.
No i na koniec Happy End który troszkę bezsensownie psuje całą wymowę.

Polecam fanom wyżej wymienionego kiczu.