PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=109968}

Wrota nocy

Les portes de la nuit
6,8 82
oceny
6,8 10 1 82
Wrota nocy
powrót do forum filmu Wrota nocy

Jean Diego udaje się do żony przyjaciela, by oznajmić jej, że została wdową. Kobieta nieźle
się z tego uśmieje, zgadnijcie dlaczego. Świetna scena.

Większość akcji od tej pory będzie związana z mieszkańcami kamienicy w której mieszka
owa babeczka. Ich losy łączą się i przeplatają, a wszystkim w jakiś stopniu dyryguje bej. Ów
bej nie tyko symbolizuje tu przeznaczanie. Nie ma tu mowy o delikatnej aluzji. Nasz bohater
sam się jako Przeznaczenie przedstawia. I to jest moim zdaniem błędem, ale ok., niech
będzie. Nasze Przeznaczenie czasem napomknie komuś co go czeka, nazywając to potem
ostrzeżeniem. Tym samym Carne, albo raczej Prévert, sugeruje, że życie wysyła nam
jednak sygnały o tym co może nas czekać. To prawda – czasem wysyła. Bej potrawi
potrącić ręka chłopaka, by spotkała ona rękę dziewczyny – przeznaczenie? Potrawi też
ostrzec lub zasugerować co zrobić. Czym jest przeznaczenie i czy w nie wierzyć? Tu
odpowiedź na drugie pytanie zależy od pierwszego. Jeśli definicja przeznaczenia miałaby by
być fatalistyczna obśmiałbym każdego kto w nie wierzy. Nic nie jest nigdzie zapisane.
Wszystkim kierują zbiegi okoliczności i ludzkie wybory. Jeśli ktoś chce, jak twórcy filmu,
nazwać to przeznaczeniem – ok. Ja osobiście nie do końca wiem po co tak to nazywać, ale
nie odrzucam tego całkowicie. W latach 40 tych nie był to chyba jeszcze za bardzo ograny
temat filmu, więc pole do popisu było duże i tu zarzucam twórcom nie wykorzystanie go w
pełni. Można było wycisnąć więcej z tematyki pt. „Niezbadane są wyroki boskie (nie zależnie
od tego czy bóg jest Bogiem czy przypadkiem), ludzkie losy się przeplatają, każda
najmniejsza decyzja w naszym życiu może mieć na nie ogromny wpływ itp.”. Tutaj wszystko
jest nieco chaotyczne i nie każda scena klei mi się z ogólną koncepcją filmu. Trochę za
dużo tu też melodramatu i jest on trochę zbyt ckliwy, ale takie to już czasy były. Przymykam
oko.

Nie potrafię natomiast przymknąć oczu na zalety tego filmu (czemuż niby miałby to robić?).
Czarno-białe zdjęcia powojennego Paryża – bezcenne. Klimat jest naprawdę zajebisty.
Wizualnie film jest bezbłędny. Obsada jest doprawdy wyborna i nie mówię tu tylko o
młodym Montandzie. Może i miejscami gra aktorska jest nieco przedramatyzowała, ale cóż
– takie czasy. Charyzmy to ja tu nikomu odmówić nie mogę, a dla mnie to mimo wszystko
ważne. Nikt w filmie nie był nijaki. Nawet dzieciak. Muzyka była miejscami bardzo ładna,
miejscami również byt ckliwa.

Podsumowując obraz godny uwagi, zwłaszcza dla wielbicieli klasycznego francuskiego
kina i oczywiście Marcela Carne. Mamy tu fajny pomysł, choć nie do końca wykorzystany –
scenariusz mógłby być bardziej konkretny, dosadny i tym samym klarowniej definiować
przeznaczanie. Ale wszystko to zrealizowano tak ładnie, z takim klimatem i obsadą, że
ciężko nie lubić tego filmu.

ocenił(a) film na 6
kangur_msc_CM

Nie rozumiem za bardzo zachowania kloszarda względem Montanda. Niby "kibicował" jemu, by odnalazł swoją miłość, a nawet mu pomagał, np. wtedy, gdy pomógł się schować kobiecie uciekającej przed swoim mężem. Natomiast później ganił Montanda za jego pazerność, mówiąc, że "wieczór to i tak dużo".
Abstrahując od wszystkiego, mimo że ten film nie jest jakiś wybitny, ot kilka prostych, przeplatających się historii, to niemalże przez cały seans miałem uśmiech na twarzy. Carne wiedział, czym jest "magia kina".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones