Dziewięć dni żeby nakręcić jakikolwiek film porządnie to mało. A tu patrz udało się i całość nie odbiega wcale tak bardzo od typowych w tamtym okresie produkcji. Oczywiście fabuła jest fantazją na temat co skrywa niegościnna powierzchnia czerwonej planety. Na efekty i scenografię wyraźnie brakowało czasu i pieniędzy ale też jest pomysłowa choć zrobiona na biegu. Poza tym w tamtych latach możliwości były ograniczone żeby dość atrakcyjne i realistyczne ukazać potwory obcych inną planetę czy statek kosmiczny. Scenariusz też jest mało skomplikowany. Mianowicie standardowa grupka zapaleńców wybiera się klasyczną rakietą na Marsa w celu przeprowadzenia rutynowych badań. Na miejscu okazuje się że nie przyjazny klimat posiada cudaczną faune i florę pełną niebezpieczeństw. Poza tym jest zamieszkała przez inteligentne stworzenia ale wcale nie mają oni zamiaru witać gości marsjanskim chlebem i czerwoną solą. Wręcz utrudniają pracę i grożą unicestwieniem przybyszów. Tak więc akcja jest wartka i trzyma kupy. Jest trochę absurdów jak broń jednego z członków ekspedycji czy zachowanie wręcz banalne ekipy pseudo naukowców ale kto wie jakbyśmy się zachowywali lądując gdzie wszystko czerwone 24 na dobę itp. Mimo niedociągnięć polecam zwłaszcza ciekawym jak zrobić fast fiction i lubiącym czerwień...