Zaczynając od d... strony, film jest arcydziełem montażu. To, jak się poskleja ten film, było planowane prawdopodobnie równolegle ze scenariuszem, bo energia większości scen zawiera się właśnie w montażu. Opening, w którym jeden z morderców gdzieś dzwoni - w następnym ujęciu widzimy już kobietę odbierającą telefon, ale nie od tego mordercy. Następnie jest zaskakująco wciągający miks kilku różnych kwestii wypowiedzianych do telefonu przez różnych ludzi w tym samym czasie. Potem jest między innymi scena w hotelu ustępująca sami zobaczycie czemu, a także proces w którym oskarżyciel nawija przez 5 minut a po wszystkim widzimy... pustą salę.
Jest budowanie napięcia do sceny w której przyszli mordercy przyjadą do rodziny i ją wyrżną. Wszyscy wiemy, że do tego dojdzie, widzimy rodzinę prowadzącą swoje życie w miasteczku i przygotowujących się do snu równolegle z przyjeżdżającymi złodziejami. Wiemy, że ich potem skażą na śmierć. Ale... Nie widzimy tego. Film nagle się urywa by przejść ponad sceną zbrodni do dnia następnego - genialne!
Jest to opowieść o wszystkim po trochu - psychice zbrodniarzy, karze śmierci, zbrodni samej w sobie. "Jesteśmy żywym dowodem na to, że zbrodnia popłaca" - mówi jeden z nich (zabili 4 osoby dla 40 dolarów, myśląc że zdobędą więcej). Gdy już siedzą w więzieniu, słyszymy "Zabawne jest to, że tylko jedna osoba stąd jest przeciwko karze śmierci".
Sama końcówka, te ostatnie 20 minut, to dla mnie najlepsza część. Przesłuchiwanie trochę nierealistyczne i pośpieszone jak dla mnie, wcześniejsze jeżdżenie po kraju i śledztwo stojące w miejscu - nie było zbyt ekscytujące. Jednak ta ostatnia część - tutaj już udało się temat wykorzystać najpełniej, ze sceną egzekucji i napisem "In Cold Blood" pojawiającym się znikąd.
"Zielona mila"... Jest na drugim miejscu. O.
7/10.
Monolog z końcówki. Wyłączcie dźwięk jak się boicie spoilerów i zobaczcie, jak to wygląda...
http://www.youtube.com/watch?v=IVDxfDNq2VU
i co, przeczytałeś w końcu? Ja w liceum miałam dobrą polonistkę, która podrzucała mi te ważne książki, więc i tę pochłonęłam wtedy - z zapartym tchem. W ogóle to uwielbiam styl pisania Trumana, jego wrażliwość, ukryty dowcip. Teraz jestem w trakcie czytania zbioru esejów Trumana "Portrety i obserwacje". Jestem zachwycona! Znajdują się tam takie perełki jak artykuł z wywiadu z Marlonem Brando, liczne komentarze na temat znanych osobistości także tych ze świata kina (Chaplin, Monroe. Bogart itp.), m.in. esej dotyczący właśnie kręcenia filmu "Z zimną krwią". Polecam!
Zacząłem, nie skończyłem. Tylko kilka pierwszych stron, z tymi dokładnymi opisami wszystkiego co możliwe.
Teraz kończę "Trudno o dobrego człowieka".
jak to nie skończyłeś? Przecież jego opisy są świetne! budują napięcie. A jakim wspaniałym językiem się posługuje, na jakie detale zwraca uwagę! Przecież to właśnie stanowi istotę jego stylu. Ja się właśnie zachwycałam tą dbałością o szczegół. Jego dzieło jest podparte rzetelną dokumentacją, obserwacją, wywiadem, Capote całkowicie zaangażował się w temat. Uwielbiam, kiedy pisarze tak z pasją podchodzą do swojej pracy, nie robią z czytelnika idioty, traktując wybrane przez siebie historie pobieżnie. Rozumiem, że opisy w Nad Niemnem w wieku licealnym mogły nudzić (choć mnie nie), ale Truman?! No ok, masz prawo mieć inne zdanie:))) ale proponuję jeszcze raz sięgnąć do tej książki. Pani na polskim Cię nie uczyła, że Capote tą książką zapoczątkował nowy reporterski styl pisarski? Ale z drugiej strony może po prostu Ci to nie podchodzi. Ja generalnie zaczytuję się w reportażach:).
Przepraszam za kategoryczny ton mojej wypowiedzi. Po prostu nie wiedziałam, że komuś "Z zimną krwią" mogło się nie podobać lub tym bardziej nudzić.:))
heheh a ja sobie dopowiedziałam, że znudziło Cię te kilka pierwszych stron "z dokładnymi opisami wszystkiego co możliwe". :) W takim razie zachęcam do ponownego wypożyczenia książki Capote.
Bardzo. Styl autorki, pomysły na kolejne fabuły i fakt, że bohaterowie wyznają filozofię obiektywizmu zanim została wymyślona.:)
A co z nią ma wspólnego Quentin?
Sięgnąłem, bo wpisałem w google "Książki podobne do Atlasu zbuntowanego" i ta była jedną z nich.
Podobno już nie zaglądasz na fora, ale może zrobisz wyjątek. Co masz na myśli przez "nierealistyczne przesłuchiwanie"? Bo z tego co pamiętam, to kilka godzin ono trwało według tego, co mówili. I wydało mi się jak najbardziej akuratne. Zwodzili ich sprawą o skradzionym samochodzie, powoli dając do zrozumienia, że sprawa jest grubsza. Pozwolili im opowiedzieć swoje wersje, wytknęli niespójności w zeznaniach, straszyli dowodami, blef z żywym świadkiem i czekanie aż któryś pęknie.