Tak się zastanawiam: jej matka nie była arystokratką, więc raczej Tyszkiewicz nie ma prawa nazywać siebie hrabiną, a może się mylę. Czy jest tu jakiś znawca zwyczajów przedwojennej Polski? Ogólnie bycie " w połowie" arystokratką niczym nikomu w dzisiejszych czasach nie umniejsza, ale po co na siłę robić z siebie kogoś, kimś się nie jest, albo jest się w połowie (prawie hrabiną:) )
Nosi nazwisko Tyszkiewicz, jest z tych konkretnych Tyszkiewiczów (hrabiów z nadania Zygmunta Augusta), więc może się tytułować hrabiną.
Wszystkie tytuły szlacheckie, rodzime i obce (np. hrabiowskie - takie nadawały obce państwa) zostały zniesione w latach dwudziestych zeszłego wieku. Jak ktoś koniecznie chce się nazywać hrabią to może. Może tez nazywać się księciem, kosmonautą albo dodą elektrodą.
Nie wiem czy jest hrabiną, ale zachowuje się jak "hrabinia". Hrabinią bowiem jest na pewno, przez. Ą i Ę.
Biorąc pod uwagę historię Polski i zmiany ustrojowo-społeczne jakich doznaliśmy od początku XX wieku
- co zaowocowało totalnym wymieszaniem krwi między "stanami" - oraz to, że w XVII-XVIII wiecznej RP szlachta spsiała nam strasznie -
możemy założyć że 30% populacji posiada mniej lub więcej śladów krwi rubinowej.
Ona jest hrabianką, a nie hrabiną. Hrabina, to żona hrabiego, a hrabianka to po prostu córka hrabiego. Wczoraj p. Beata wyjaśniała to na spotkaniu we Wrocławskim DCFie.