Cary GrantI

Archibald Alexander Leach

8,3
5 296 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Cary Grant


Jego filmowej kariery nie przerwała choroba czy nagła śmierć ale świadoma decyzja o rezygnacji z ekranu, emeryturze.

Zwykle w czasie oglądania filmów nie poddaję się specjalnie emocjom. Jednak w miarę poznawania kolejnych wcieleń Granta odkryłem, że coraz częściej i szczerzej się uśmiecham. Nie śmieję (to oczywiście też) ale uśmiecham właśnie. Zwykle z sympatią, czasem z pewnym pobłażaniem. (Niemal) każde jego pojawienie się na ekranie to doskonała mieszanka umiejętności aktorskich, piekielnie przystojnego wyglądu, gracji, nienagannej prezencji i chłopięcego uroku. To wszystko składa się na obraz uroczego i zabawnego przystojniaka. I taki Grant jest w swoich kolejnych filmach - przystojny, miły, inteligentny, zabawny, błyskotliwy, uwodzicielski ... itd. itp. Ten wizerunek był od niego oczekiwany. Można ulec wrażeniu, że kolejne filmy to różnorodne warianty tej samej historii, w której centrum stoją zawsze Oni, zakochani - kobieta i mężczyzna. Tak funkcjonowało Hollywood wychodzące na przeciw oczekiwać widza, mówiące nam: "Znacie, to posłuchajcie...".

Ostatni film Caryego jest taki sam, czyli inny... :)
A jego scenariusz wydaje mi się idealny na takie właśnie aktorskie pożegnanie.

Zaczyna się inaczej czyli tak samo - najprzystojniejszy sześćdziesięcio-dwu-latek przybywa jako angielski arystokrata i biznesmen do Tokio, gdzie nie może znaleźć pokoju w hotelu. Po perypetiach udaje mu się wynająć pokój u młodej (i pięknej) amerykanki. Nie bez jej sprzeciwów oczywiście, ale jego determinacja i urok biorą górę. Mamy więc klasyczne zawiązanie akcji Grantowych komedii - trochę jak znane damsko-męskie odbijanie piłeczki. Wiemy czego się spodziewać, za chwilę on zacznie ją uwodzić a ona po szeregu perypetii ulegnie jego czarowi... Nic z tych rzeczy! Lokator, choć miły, zdaje się zachowywać stosowny dystans i powściągliwość. Nie reaguje na sugestie, że ich wspólne mieszkanie może rodzić plotki. Do czasu. Rozbrajająca jest scena przy śniadaniu, kiedy przyjaciółka dziewczyny bierze go za krewnego a nie... potencjalnego kochanka. To łechce jego męską ambicję, kiedy z pewnym niedowierzaniem przygląda się swojej twarzy w lustrze - jakby pytał (sam Grant) czy jestem już za stary żeby podobać się młodym dziewczynom? :-)

Następnie śledzimy jak (w przezabawny sposób) oddaje pole poznanemu przypadkowo młodemu amerykańskiemu architektowi - młodszemu pokoleniu...

Jakby to samo robił ze swoją aktorską karierą, popularnością, ugruntowaną pozycją kinowego amanta...
Przy czym momentami nadal możemy się zastanawiać (gdyby hipotetycznie było to możliwe) którego z nich Christine powinna wybrać. Filmowy Wiliam łączy stateczność i dojrzałość nie przestając być w naturalny dla siebie sposób uwodzicielski, czarujący i szarmancki. Aż po (symboliczną ponownie w pewien sposób dla samego aktora) jedną z ostatnich scen: Bil z lampką szampana puka do jej drzwi, sięga po rękę dziewczyny, całuje jej dłoń (nie ma w filmie żadnego namiętnego pocałunku), wręcza kieliszek i gestem dłoni odprowadza ją do środka. Zamyka za sobą drzwi mieszkania i odchodzi...

Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść nie pokonanym :-)

cew

Ciekawa historia. Dzieki za ten opis.

cew

Świetny opis, nic dodać, nic ująć...

cew

Piękna interpetacja;). Cary Grant miał też świetne odejście w filmie "Żona biskupa " myślałam że się rozkleję ;)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones