Chłopiec gra jak z nut. Naturalnie, bezwiednie, niewymuszenie dociera do ludzkich serc.
To właśnie takie aktorstwo rozdziera serce. Nie zabiegające o efekt, ani o poklask. Przedstawia najrzetelniej jak tylko potrafi sytuację człowieka w matni. Człowieka bez wyjścia.
Na dodatek dziecka.
I nikt mu nie pomoże.
I nigdy.
Nie skamle, nie łasi się, nie prosi o łaskę, chce po prostu, by piekło w którym biorą udział on i jego bliscy (jest z Syrii, wojna trwa tam już dekadę), wreszcie się skończyło, wreszcie ustało.
By przemoc ustała.
Za dużo wymaga?